niedziela, 15 kwietnia 2012

Cichy powrót

09.04.
Wróciłem. Sam w to nie wierzę, ale wróciłem. Co mnie podkusiło, za cholerę nie wiem. Ojciec nie wychował mnie na sentymentalnego mięczaka. Zawsze traktował mnie i moją siostrę ostro. Robił to po to, żeby nauczyć nas przetrwania w tych zapyziałych czasach.
Wróciłem nie przez sentyment, nie z tęsknoty, lecz przez szacunek dla ojca i naszego rodu. To miasto zawsze było nasze i tak ma pozostać. Dzieje się tu coś grubszego, skoro wieści z Mink Creek dogoniły mnie aż na drugim końcu Stanów. Nikt nie ma prawa niszczyć miasta, które postawili moi przodkowie. To miasteczko to oni. To miasteczko to także ja.
Jutro poszukam mojej siostry, pewnie kręci się gdzieś po mieście pomagając innym. Ona zawsze, pomimo twardej dupy, w którą zaopatrzył ją ojciec, bawiła się w "dobrego samarytanina", twierdząc, że silniejsi zawsze powinni pomagać tym słabszym i bardziej potrzebującym. To raczej wpływ matki. Mnie życie w Zasranych Stanach nauczyło, że ten słabszy wbije ci nóż w plecy, jeśli tylko nadarzy mu się ku temu okazja.
Dziś nocuję w ruinach na obrzeżach miasta, jest już za późno na kręcenie się po ruinach, Alice poszukam jutro. Swoją drogą miasto nic się nie zmieniło, tylko kilka stojących cegieł mniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz